Nie tak dawno świat motoryzacji obiegła wiadomość, że Ford kończy produkcję modelu GT w 2022 roku. Do powstałych już 1100 egzemplarzy dołączy kolejnych 250, które mają być oddane najpóźniej w grudniu br.. Tym z Was, którzy mają już w swoim garażu jakiegoś GT, Ford może zaoferować wersję mającą na celu uczczenie współpracy z Alan Mann Racing.
Każdy z nas, fanów motoryzacji, zapewne obejrzał raz, dwa, może więcej razy, film Le Mans’66 z Mattem Damonem i Christianem Balem. Film opowiadał o tym, jak Ford Motor Company w latach sześćdziesiątych poprzedniego stulecia, zmuszony do walki z General Motors o rynek samochodowy w Stanach Zjednoczonych postanowił wzbogacić swój image o motorsport. Nieudane, zakończone kilka lat wcześniej negocjacje w sprawie przejęcia Ferrari sprawiły, że FMC musiało postawić na innego konia. Film opowiada o tym jak to z pomocą przyszedł Carol Shelby i oczywiście jest to prawda, ale niepełna. Otóż, już od początku lat sześćdziesiątych, modyfikacje i przygotowanie Fordów do sportu, szczególnie w Europie, wykonywała maleńka angielska firma, mająca swoją siedzibę tuż obok historycznego toru wyścigowego Brooklands. Alan Mann, szef zespołu oraz kierowca wyścigowy, był ojcem sukcesów Forda na wielu polach, od Rajdu Monte Carlo po wspomniane wcześniej wyścigi LeMans. To właśnie tej współpracy Ford oddaje teraz hołd, wypuszczając ostatnią odsłonę Forda GT – ALAN MANN HERITAGE EDITION, samochód, który jak żaden inny wcześniej mógłby powstać, właśnie we współpracy z Alan Mann Racing.
O czym istotnym nie wspomniano w filmie to fakt, że znaczna część ówczesnych prac rozwojowych oparta była na doświadczeniach i rozwiązaniach już przygotowanych przez AMR,a ponadto Anglicy opracowali swoją prototypową wersję GT nazwaną FORD AM GT-1. Zaprezentowany w 1966 samochód był przede wszystkim znacząco lżejszy od modelu przygotowanego przez Shelby, głównie za sprawą mniejszego silnika i aluminiowych elementów nadwozia. Władze Forda postawiły na większy silnik, gdyż niestety, mimo oczywistych walorów (masa 840 kg AM vs. 1207 kg fabryczny GT40), modele AM nie słynęły z tego, co było w dwudziestoczterogodzinnym wyścigu najbardziej istotne, czyli z wytrzymałości. Mimo mniejszego silnika(289 cali o mocy 400 – 425 koni wg różnych źródeł, wobec fabrycznego 426 cali i 485 koni) wersje Alana cierpiały na problemy ze skrzynią biegów, pękającą głowicą i przegrzewającymi się hamulcami, co również potwierdzenie znalazło z wynikach z wyścigu, gdyż żaden z tych prototypów nie dojechał do mety.
Zgodnie z maksymą, że nie myli się tylko ten, kto nic nie robi, najwyraźniej Ford uznał, że wkładem, jaki Alan Mann Racing był dla rozwoju tego modelu i jego sukcesów w latach sześćdziesiątych, zasłużył na to, żeby specjalna, prawdopodobnie odciążona wersja GT była hołdem właśnie dla tej firmy. Z zewnątrz przede wszystkim wyróżniać się będzie historycznym malowaniem Alan Mann Racing, czyli złoto – białe pasy, na czerwonym nadwoziu z numerem 16, tym samym, co na zaprezentowanym w 1966 roku prototypie. Charakter podkreślają wykonane z karbonu, lakierowane na wysoki połysk tylny dyfuzor, pokrywa silnika, przedni spliter, lusterka i przede wszystkim 20 calowe koła. Jeżeli to za mało, to zapraszamy do środka, gdzie włókno węglowe nas po prostu otoczy razem ze skórą i alcantarą w kolorze czarny heban.
Co istotne dla fanów motoryzacji, to fakt, że wersja specjalna pozostaje ze standardowym turbodoładowanym silnikiem o pojemności 3,5 litra przekazującym swoje 660 koni poprzez siedmiostopniowy, dwusprzęgłowy automat na tylne koła. Niestety Ford nie podaje czy i o ile lżejszy jest ten model od standardowego GT, nie udało się też znaleźć informacji o ewentualnej cenie zakupu. Co można uznać za pewne to, że jak w przypadku innych modeli GT, samochód od prywatnego kolekcjonera będzie sporo droższy niż w oficjalnym katalogu, więc jeżeli ktoś ma możliwość, to polecam jako rozsądną ucieczkę przez galopującą inflacją.
Autor: Paweł Lemieszek
Zdjęcia: Ford