Premiera Astona Martina DB11 wiązała się z wielkimi obawami, gdyż łatwo jest stworzyć samochód, który będzie mocniejszy i szybszy, dużo trudniej jest stworzyć następcę tego najładniejszego. Aston DB11 jest bezpośrednim dziedzicem legendy DB9. To czy ten samochód sprostał bardzo trudnemu zadaniu – zdania są mocno podzielone. Technicznie na pewno jest lepszy, ale w innych aspektach już niekoniecznie.
Premiera zaczęła się od odliczania, samochody stały przykryte płachtami, a na scenie dodatkowo stał dziadek DB5 – sprawca całego zamieszania, dzięki któremu Aston Martin jest taką marką jaką znamy ją dziś. Jak tylko odliczanie doszło do zera, pojawiła się muzyka i zajawki ostatnich samochodów Astona, z głównym podkreśleniem ich osiągów i możliwości na torze. Po filmie na scenę został zaproszony Andy Palmer – prezes Astona Martina, ktoś kto kompletnie nie pasuje do funkcji osoby prezentującej samochód, który ma onieśmielać swoim wyglądaniem. Nie dość, że Pan miał sporą nadwagę to nawet się nie uczesał, a w trakcie przemówienia, co chwilę raczył nas swoimi minami. Taką premierę powinien prowadzić ktoś pokroju Jamesa Bonda.
Po zepsuciu pierwszego wrażenia pan Andy Palmer opowiadał o planach marki, o tym, że chcą produkować 4 typy samochodów, a do końca dekady zastąpią każdy samochód w gamie i co 9 miesięcy będą przedstawiać nowy model. Nie dość, że prezentację prowadziła osoba, która pasuje do marki jak błoto do czoła to jeszcze chwalą się tym, że chcą zrobić z Astona samochód powszechny na drogach. No nie, zastanawiałem się czy już nie opuścić tej premiery i iść popłakać w jakimś zaciszu.
Po tym jak pan z dwoma podbródkami opowiadał jak to chcą zepsuć markę Aston Martin nadeszła upragniona chwila na odsłonięcie samochodu, ale za nim do tego doszło panrezes trochę jeszcze poopowiadał, że jednak tworzą z pasją i czasami wypuszczą jakiś super ekstra wóz typu Vulcan, oczywiście zepsuł wszystko zapowiadając SUVa. Muzyka zmieniła ton i nadszedł czas odsłonięcia samochodów i znowu zamiast pięknych modelek odsłaniających DB11-stki zobaczyliśmy dziadków, a każdy z nich ubrany był na swój sposób. Astonie proszę cię.
Najnowszy Aston Martin wyceniany jest na ok. 850 tysięcy złotych, pierwsze egzemplarze do klientów powinny trafiać w trzecim kwartale tego roku, jego produkcja nie jest limitowana i powinien być produkowany przez wiele lat. Producent obiecuje, że jadąc nim nic nie stracimy z przyjemności jazdy, jaki można było zaznać w modelu DB9, a zyskamy wiele nowych wrażeń, dzięki nowoczesnej technice.
Najważniejszym elementem w tego typu samochodach jest silnik, i tutaj cieszę się, że Aston nie zrezygnował z wielkiego silniki V12 na rzecz mniejszego z turbo doładowaniem. 2 turbosprężarki, które się w nim znajdują służą tylko do zwiększenia radości z jazdy, a nie do pocieszania ekologów. Pod tym względem DB1 jest rasowym super-samochodem. Poprawność ekologiczną Astona widać jednak po wyłączanych cylindrach, gdy nie są potrzebne.
- Pojemność: 5204 cm3 V12
- Moc: 608 KM @ 6500 obrotów
- Moment: 700 NM @ 1500 obrotów
- Prędkość maksymalna: 322 km/h
- 0-100 km/h: 3,9s.
- Skrzynia: 8 biegowa automatyczna ZF
- Napęd: tylni
- Waga: 1770 kg
Z zewnątrz samochód ma nowoczesną sylwetkę, z przodu nawiązującą do tradycyjnego wyglądu marki, natomiast z tyłu całkowicie się od niej odcinając. Samochód wygląda ciekawie, choć gdyby zmienić przód to nie wskazywałbym, że to Aston Martin. DB11 może być zamówiony z różnym kolorem dachu, na premierze był pokazany pomarańczowy i srebrny. Patrząc na nie ciężko się zdecydować czy czarny dach czasem nie psuje wyglądu Astona Martina, gdy wybierzemy go w kolorze ostrej pomarańczy. Z boku zwraca uwagę ciekawe przetoczenie zaczynające się od nadkola a kończące na drzwiach.
Aston Martin DB11 wykonany jest z aluminium, które łączone jest materiałami kompozytowymi (błotniki, zderzaki, progi). Aston chwali się, że udało mu się uzyskać niespotykaną dotąd w jego pojazdach sztywność nadwozia. Firma niedawno opatentowała rozwiązanie aerodynamiczne nazwane “Aeroblade” zastosowana w DB11, które to puszcza strugi powietrza przez pokrywę bagażnika i specjalnymi kanałami ukrytymi w słupkach C. Gdy system potrzebuje większego nacisku na tylną oś, wysuwa się z ukrycia tylni spojler. Dzięki temu zabiegowi Aston utrzymał czystą linię nie psując jej wielkimi spojlerami z tyłu.
Aston Martin DB11 jest samochodem typu GT 2+2, z tyłu znajdziemy awaryjne siedzenia, na których można uznać, że ktoś się zmieści, nawet zamontowali tam mocowania ISOFIX. Teraz następca Astona Martina DB9 jest idealnym autem rodzinnym. Środek niestety nie podołał wyzwaniu, oczywiście jest luksusowy, lecz ktoś nie mógł się zdecydować czy ma być klasyczny czy nowoczesny, powstał z tego totalny mieszaniec z nowoczesnymi zegarami w pstrokate kolorki, klasyczną deską z pięknymi kryształowymi guzikami, klasycznymi fotelami przeszytymi nowoczesnym wzorem i tragicznym plastikowym ekranem o przekątnej 8 cali. Ekran wygląda jakby o nim zapomnieli i z samego rana ktoś pobiegł po jakiś tablet, a że otwarta była tylko „szwajcarska biedronka” to wrzucili taki. Premierowe modele pokazane na targach były specjalne wyprodukowane z myślą o nich – informowała o tym tabliczka w środku, ale ze źle napisaną nazwą targów, czyżby komuś nie do końca podobała się nowa wizja marki?
Siedząc w środku czuje się klimat Astona Martina i samochodu luksusowego, gdyby tylko producent zastosował jakiś pakiet zmieniający zegary i tablet to byłoby naprawdę świetnie, może jakiś tuner weźmie się za ten samochód i poprawi to, co już zostało zepsute przez producenta. Z zewnątrz Aston za bardzo się rozpędził względem nowoczesności, rozumiem, że samochód ma być produkowany przez ok. 10 lat, ale nie z tego powody miliony osób kochają markę Aston Martin.
Zapisz